Każdy z nas niejednokrotnie przekonał się, że umiejętność nazywania i identyfikowania stanów emocjonalnych ma ogromy wpływ na nasze życie. Nic dziwnego, bo już od dnia narodzin żądzą nami emocje.
Zdolność do rozpoznawania stanów emocjonalnych jest niewątpliwie pożądana w dzisiejszym świecie. I choć wydaje się, że obecnie emocjonalność schodzi na dalszy plan, rzeczywistość jest zupełnie inna. Wystarczy się rozejrzeć by stwierdzić, że z każdej strony jesteśmy niemal atakowani komunikatami, które odwołując się do naszych emocji. Mają wymusić na nas pewne postawy bądź reakcje. Doskonałym tego przykładem są reklamy – ich zadanie polega na wywołaniu w odbiorcy „jakiegoś” wrażenia. „Jakiegoś”, bo nie musi być ono dobre. Jedna z zasad psychologii reklamy mówi: im więcej emocji, im większa ich intensywność i skumulowanie, tym spot będzie lepiej zapamiętany, a produkt w nim reklamowany – bardziej rozpoznawalny.
Czy inteligencji emocjonalnej można się uczyć?
Owszem, możemy wypracować sobie wiedzę na temat emocji. Od narodzin jesteśmy wyposażeni jedynie w emocje proste (podstawowe) – gniew, szczęście i smutek, zaskoczenie, niesmak, strach. Emocji, które określa się mianem złożonych – takich jak: współczucie, niesmak, obrzydzenie – nie ma w naszym repertuarze o dziecka. Uczymy się ich z czasem, przez całe dorosłe życie, wraz z procesem socjalizacji.
Niektórzy usilnie starają się zmniejszyć wpływ emocji na swoje postępowanie do minimum, uważając je za negatywne rozpraszanie rozumu i rozsądku.
Tymczasem, warto mieć na uwadze, że rozumowe podjęcie określonego działania wymaga czasu. Podczas gdy emocje, do konkretnych czynności, mobilizują natychmiast, często mimowolnie i z minimalnym udziałem świadomości.
Jest to spuścizna po naszych przodkach, dla których odpowiednia reakcja emocjonalna oznaczała być albo nie być, gdy światem rządziło prawo silniejszego.